środa, 15 października 2014

Slip(yyy)

Kierrrwa. Dajcie mi przystojnego faceta, pizzę, Colę Zero, trawę i filmy/książki/muzykę, i będę szczęśliwa. Co tam Himalaje, co tam Argentyna, seksuologia? A co to takiego? Ktoś nazwałby to brakiem ambicji, ktoś inny nudą, a ja jestem panną wygodnicką, która bardzo ceni sobie święty spokój. Można? Można. I bardzo bym nie chciała, żeby mi się w ten święty spokój ktoś wpie*dalał.
Przeklinam ostatnio dużo więcej, ale za to z jaką przyjemnością! A już wyklinanie dupków to sama radość, ekhe. 
Jestem chyba na dobrej drodze do samoakceptacji. 
A mój numer telefonu hula sobie radośnie po mieście i już nawet nie dziwią mnie te głuche telefony w środku nocy. W ogóle mam podejrzanie dobry humor, od rana do wieczora. 
Poflirtuję sobie jutro z pięknym lektorem, a co. 



Jeden z lepszych albumów ever! 

niedziela, 28 września 2014

Regret

To nie jest dobry moment na rachunek sumienia. Nie jest to też dobry moment na odkładanie na ostatnią chwilę nauczycielskich (huehue) robót. A robię i to i to. Nie przykładam się za bardzo, to fakt, ale co z tego, przecież nikt nie zauważy.
(klasyk)

Burzliwy, upierdliwy jak wrzód na dupie wrzesień. Parę sukcesów + jedna porażka dają bilans negatywny, najwidoczniej. A mogło być tak pięknie. Na-uh, nie jestem w zgodzie ze swoimi emocjami. Dlaczego tak bardzo pociągające są byty niedostępne? ....... Jest schemat. To jest, tfu - skrypt. 
(mam jeszcze 5 minut na bredzenie, potem materiały się ściągną i będę musiała pobawić się w panią nauczycielkę. Dobrze by było podwyższyć morale. Moje własne).

Chciałabym mieć więcej zaufania do samej siebie, swoich odczuć i ocen. No i jeszcze bardziej poluzować poślady (jeeeeeszcze bardziej?), tak ogólnie. I zjeść w końcu to biedne, niczemu nie winne jabłko, które oberwało rykoszetem, zwłaszcza, że pachnie naprawdę apetycznie.
A czy mi szkoda? Najwyraźniej tak.


później
Przygotowana do lekcji. 
Na ale kino+ "Masters of sex", idealnie. 



hello Autumn

środa, 10 września 2014

wrzesieńjesień

Dziś jest dzień paszteta, dzień wkurwa, dzień zły, dzień dobry.
Co może irytować, irytuje podwójnie. Sprawy zakopane pod łóżko zostały wypchnięte przez koty z kurzu, więc oprócz radosnej konfrontacji czeka mnie sprzątanie. Twarz powariowała, Zosia też, matka zresztą też. Nie da się nie zauważyć, że wakacje już się skończyły. Ta-daaam.

piątek, 29 sierpnia 2014

No to masz to

Tym razem kierunek: Kraków. Z północy na południe wożę się i mam ochotę krzyczeć z radości. TTT (prawie jak tête-à-tête). Lato 2014 kosi.
A Hel... och och och.

niedziela, 27 lipca 2014

Ośle

Niech mnie ktoś przytuli.
I niech mi ktoś zaśpiewa serenadę pod oknem.
I niech ktoś zmartwychwstanie Przyborę, żeby coś jeszcze napisał.


Ogarniam się i idę uszczęśliwiać kogoś innego.


"Lecisz na frazę, co?
- Oj, lecę. Jestem strasznym psem na frazy.
Urzekło cię ostatnio coś z tej kategorii?
- Pewnie. Białystok, późny wieczór, idę po papierosy. Pod monopolowym stoją pan i pani. Żulia białostocka, głęboka patola. Widzę, jak ta pani opiera się o ścianę, coś tam majdruje przy nielicznych już włosach. On na nią łypie i mówi po chwili: - Nie czochraj się, kurwo. Takie zdania mógłbym sobie wyhaftować na makatce". Łona Łona Łona wanna Łona

There will be.

+

boże jak gorąco

piątek, 25 lipca 2014

Byt

Wróciłyśmy i po pysznych kanapkach z łososiową oraz przed umywalką Kaśka umyła sobie oczy... pastą do zębów.
Ja nie wnikam, jak udało jej się pomylić buteleczkę do demakijażu z tubką pasty. Naprawdę nie wnikam. Ale głosy protestu na mentol wypalający gałki oczne były dość intensywne, trochę wypalały mózg.
Rumianek się skończył. Poznań był cudowny. Warszawa jest niezmiennie wyjątkowa. Serce trochę złamane a kręgosłup przetrącony. Nauczka na przyszłość odhaczona. Można iść spać. Jest doobrze.


poniedziałek, 14 lipca 2014

Mademoiselle

Szczerze mówiąc, wreszcie odetchnęłam z ulgą. Przez ostatnie dni, mimo auto-zapewnień, że w sumie wszystko jest ok, niepewność i dziwny niepokój krążyły w wydychanym powietrzu. Latawiec staje się coraz przyjemniejszym miejscem. I wino (wreszcie!), znowu różowe, tym razem podwójnie. I potrójne. I taka ciepła noc dziś! 







+

nie ma to jak rozchorować się przed wyjazdem. Plus, naturalnie, okres*

*przeziębienie prawie przeszło, a okres lepiej wcześniej, niż później lub wcale (!). Nno.

czwartek, 10 lipca 2014

Is there sex after death?

Z przykrością stwierdzam, że pozostał niesmak. (...) Rąbnęłam w prozę życia na 4 biegu.

Zamiast oglądać filmy, wolę oglądać sny. Oprócz bandy beznadziejnych bufonów jadących po mnie jak po łysej kobyle pojawił się też ktoś znacznie bardziej pożądany. Nie bez wysiłku ostatecznie dopięłam swego i było to bardzo miłe dopinanie (w wannie, suchej), a zaraz potem jego bliżej nieznana koleżanka zaczęła rodzić i mdleć w moich rękach. Rozsądnie pamiętałam nawet o przecięciu pępowiny. A potem udaliśmy się do baru mlecznego za kurtyną. 

Czeka mnie teraz aklimatyzacja i detoks. Albo i nie, w zależności od rozwoju wypadków. 
Strasznie lubię się lenić. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dissolved Girl

A jednak nie myliłam się co do powodu braku zaproszenia, niestety. To jest żenujące.

Bańka wciąż się powiększa i przybiera barwę oktaryny. Na szczęście jest limit czasowy, więc nie muszę się "bać" tego, co będzie dalej. Nirwana, nirwana. Chodzę po chmurach. Odsłanianie ramion z wiadomych względów prowokuje do pytań lub co najmniej zdziwionych/zatroskanych spojrzeń. Między nami wisi te a jot e em en i ce a. Hanger smile all the time. 
No i jednak czekam na tę połowę lipca. Infekcja trzyma. 

Dwa ostatnie egzaminy zaliczone na 4+. Wolność. 
Boooooże, jest mi cholernie dobrze.

+

coraz bardziej podobają mi się prześwitujące ciuchy. 
#freethenipple

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Seems it never rains in Southern California

Smuteczek - nie zostałam zaproszona na ślub ważnych dla mnie osób. Jeśli to nie z powodu porzucenia pewnego mężczyzny, to znaczy, że chyba muszę przewartościować tę znajomość. I wiele innych też. Naprawdę bardzo mi przykro, że mnie tam nie było.

Pada cały dzień. To zupełnie nieważne, może nawet przyjść śnieżyca, a ja i tak mam w głowie obezwładniające flashbacki + to spojrzenie na pośladki przy pożegnaniu (yes, she squats). Jak tu się uczyć, i to jeszcze o przestępstwach seksualnych?

niedziela, 29 czerwca 2014

Time of the season

Hey honey, take a walk on the wild side.
Guilty pleasure: Tom Hiddleston, constantly.



Po ostatnich dniach osiągnęłam wyżyny w psychiczno-fizycznym rozpieszczaniu (się). Zostały mi jeszcze dwa egzaminy, a w międzyczasie zaciskam uda i zagryzam wargi. Jest mi tak cholernie dobrze i tak bardzo wszystkich kocham i tak dobrze życzę każdemu, i tylko serce mnie boli, gdy widzę rozdeptanego ślimaka albo osę bez skrzydła. A przy tym wyglądam jak ofiara przemocy domowej, i strasznie mi się to podoba, jak zawsze. 
Wyhamowałam z emocjami, juhuu.


Wracam do domu o 4 w nocy, z nadzieją sięgam po brzęczącego flaminga, i OCZYWIŚCIE musiało się okazać, że bateria się wyczerpała. Słowa nie opiszą poczucia rozczarowania i żalu, które poczułam. Gorączkowa latanina po mieszkaniu w poszukiwaniu baterii skończyła się sukcesem, a poza tym zawsze jest w zanadrzu zegar, który wciąż jeszcze tyka. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie to, że wcale nie było. 

środa, 25 czerwca 2014

bite me

Enough. Nie ma mowy, żebym sobie teraz cierpliwie czekała. Szkoda, że nie udało mi się tego wczoraj zwerbalizować. Szkoda też, że nie do końca wiem, co mi się udało. 
Dzisiejszy dzień mógłby nie istnieć. Jutro egzamin, a ja sobie zaczadziłam umysł. Zobaczymy, czy wiedza z ostatnich miesięcy bez większej powtórki wystarczy mi do zaliczenia. W ogóle szokujące jest, jak bardzo olewcza jestem w tym semestrze. 



GRYZĘ. 


później
Nauka mi cholernie nie idzie, cholerny F. Ale poza tym wyskoczyłam z P. na papierosa, w dresie i z brudnymi włosami, usiedliśmy na krawężniku i narzekaliśmy na swoje ciężkie życia. Od razu zrobiło się lepiej. 
Jutro egzamin, plażowy P., a potem M. Oby nie padało. I obym wyszła z tego wisielczego nastroju.

Wydech

To jest jednak rewelacyjne, że w każdej chwili mogę sobie tu wejść i walnąć paszkwila na kogokolwiek i na cokolwiek chcę. 

Magdaleno, wodzisz mnie na pokuszenie.
Prych.
Jeżeli miałam kiedyś dostać po dupie za własną pyszałkowatość, to to jest właśnie najlepszy moment. Z pokorą i solidnym wkurwieniem przyjmuję baty. Najwyższa pora znaleźć się po drugiej stronie barykady. A i tak potraktowano mnie łagodnie - Adonis turlałby się po posadzce z tego wszystkiego.



Wniosek nasuwa się trochę sam. Ale z dobrego serca nie wywlekę wszystkiego na światło dziennie, po co uświadamiać. Mi też trochę zajęło dojście do. A że poboli - ech, życie, kurrrwa.

W drodze powrotnej połączyłam się z Kosmosem i potańczyłam (mindfulness, people!) i moje liczne atomy czują się zwolnione z obowiązku utrzymywania pionu (moralnego również). Z ulgą więc mówię - dobranoc. 

sobota, 21 czerwca 2014

Brodzenie

Jestem tęsknotą. 
Tu nie ma pocieszenia w klinie, który jest rozwiązaniem tymczasowym. Fizycznie może ukoi, ale nagle okazuje się, że to tak bardzo niewiele. A przecież to ja jestem w lepszej sytuacji, to nie ja muszę się zmierzyć z ciężarem odpowiedzialności za podjęcie (jakiejkolwiek) decyzji. Naprawdę jest mi przykro, że mogę być powodem skomplikowanych rozterek. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy bohatersko nie odwrócić się na pięcie i odejść w kierunku zachodzącego słońca, ale do tego musiałabym znaleźć pokłady sił, których obecności zupełnie nie czuję. Jestem uwiązana i żadne frazesy o godności i dumie nic tu nie dadzą.

Głowa we śnie dalej sobie beztrosko harcuje. 
Piękna to była noc i taki fajny, nieoczywisty poranek. Niektórzy faceci potrafią tak palić papierosy, że kolana miękną. I te dłonie, och.

+

jestem pieprzoną masochistką. Ciekawe, jak długo pociągnę. Niedługo.

czwartek, 19 czerwca 2014

Dolce far niente?

Mówiąc wprost, trochę już nie mam siły na ten medialny cyrk. 
Nadrobienie internetowych zaległości czytelniczych zajęło mi drugie pół dzisiejszego dnia. Pierwsze pół spędziłam w pełnym słońcu z Małgorzatą pijąc pyszną frappe, która niestety bardzo skutecznie oszukała głód, a trzecie pół poświęcę na "Grę o Tron" (wreszcie, kurna). Bardzo dziękuję fejsbukowi za spoilery, tak swoją drogą. W zamrażarce wyleguje się ulubiona pizza (dr Oetker, 4 sery - naprawdę mam gdzieś jej skład), Cola Zero się chłodzi (aspartam też może mnie cmoknąć), telefon wyciszony, kot bury śpi obok, można ruszać. Głowa mode: off.

O wydarzeniach dnia wczorajszego nawet nie chcę pamiętać. Konsekwencje odczuję pewnie wkrótce. I, szczerze mówiąc, bardzo dobrze. Należy mi się. Muszę to w końcu gruntownie przepracować, do diaska. Ile razy można popełniać ten sam błąd? Jeszcze żebym chociaż zaspała, żeby mnie uwięzili w domu, żeby cokolwiek - ale nie, nieeee. Nie ze mną te numery. Wrrr. 1:0 


(Spuszczam na to zasłonę milczenia)





Rozbrajają mnie statystyki odwiedzin. Bardzo chciałabym wiedzieć, co stoi za niespodziewaną popularnością tego adresu w Rosji. I na Ukrainie. 


później 
(uwaga, spoiler)
Na przedostatnim odcinku popłakałam się, uhmm (rudaaaaaaaa), a z kolei ostatni to jeden z lepszych odcinków w ogóle. Co nie jest znowu takie dziwne, zważywszy na wartkość akcji w tym sezonie. Przeciągali wątki i przeciągali i aż się prosiło, żeby w końcu coś pie*dolnęło. Swoją drogą, ładnie się to skomponowało w duecie z bitewnym, nieco nużącym odcinkiem 9. 
Team Jon Snow! I Team Jaime! I Team Arya! 
Biedne smoki.
Kurna no. Damn you, G. R. R. Martin, DAMN YOU!



Pora na wieczorną lekturę. Wspominałam już, że bardzo lubię swoje towarzystwo?

+

shut up shut up shut uppppp

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Jungle - The Heat

Emocje już trochę opadły, uff. Chwała bogu, że jest xxx i że na rozstrojenie emocjonalne można sobie zafundować coś przyjemnego. Wentyl dla rozbuchanego libido + wygadanie się + zieleń + pizza + kilka komplementów na poprawę nastroju = dobry sen
A dziś przełożyłam wieczorną "randkę" (huh) z niejakim E. i zamierzam nadrobić zaległości w "Grze o Tron", bo mam lekkie opóźnienie w tej kwestii.*

I przede wszystkim wygląda na to, że może jednak coś tam, więc tak sobie trwam, już pogodzona z sytuacją. I w końcu udało mi się to wszystko odespać. 
Oraz - tak, nadal cały czas o nim myślę. 


*donoszę, że trochę nie wyszło, bo niespodziewanie wylądowałam z nim w kinie i w winie (różowym; ale łżę jak pies, niestety nie W winie tylko NA winie, które w dodatku w moim przypadku było lemoniadą, zresztą jednak za mało słodką). "Neutralny grunt", ha.

+

pora zacząć się uczyć, sesja niedugo

niedziela, 15 czerwca 2014

K

Drastyczna sytuacja wymaga drastycznych środków przekazu:
kurwa jego mać. Kurwa. Mać. 



sobota, 14 czerwca 2014

wicked game

Nie nadążam z notowaniem wszystkiego, co się dzieje! Co się dzieje, u licha?

Jestem oficjalnie zadurzona. Wczorajsza noc była dłuuuuga, dzisiejszy dzień był jeszcze dłuuuuuższy. Powinnam już spać, oczywiście. Bla bla bla.
U M. pożywka dla mózgu i to w solidnej dawce. Plus Szczery Jerry. Boże kochany, dawno się tak nie uśmiałam, jak dziś wieczorem. I zjedliśmy pyszną wegańską kolację (M. gotował, ja "odsypiałam" na kanapie, wprowadzając się w dziwny stan). Bardzo, bardzo przyjemnie. 

Motyle w brzuchu (chrabąszcze, chociaż moje jednak albatrosy) rozsadzają od środka i pewnie dlatego "tak promienieję". Cóż, każdemu jest z tym czymś do twarzy. W tramwaju śmiałam się jak głupi do sera, w metrze zresztą też. Jest upierdliwie i jest rozkosznie. Żeby jednak nie było za dobrze, nieustannie pamiętam, jak bardzo wątpliwa moralnie jest ta sytuacja. Dlatego powtórzę, Magdalena - SPOKÓJ DUCHA. Oraz opanowanie + samokontrola. Jesteśmy grzeczni.

Rzekłam.

czwartek, 12 czerwca 2014

mhm

stuk stuk stuk

A wczorajsze popołudnie spędziłam doskonale - na oglądaniu Monty Pythona i lekturze podręcznika do historii. Dobrze jest dać głowie trochę odpoczynku. 

Wróciłam do Bukowskiego. Londyńskie dedykacje już nie bolą, można chłonąć. 
A tu taka czarująca próbka. 



My Cats

I know. I know.
they are limited, have different
needs and 
concerns.
but I watch and learn from them. 
I like the little they know, 
which is so 
much. 
they complain but never 
worry,
they walk with a surprising dignity. 
they sleep with a direct simplicity that
humans just can’t 
understand.
their eyes are more 
beautiful than our eyes. 
and they can sleep 20 hours 
a day 
without 
hesitation or 
remorse. 
when I am feeling 
low 
all I have to do is
watch my cats 
and my 
courage 
returns. 
I study these 
creatures. 
they are my 
teachers
.





(pretentious, aren't I?

- dodano: 15.09.2014)
huh

środa, 11 czerwca 2014

Sounds like Tuesday!

O rany, jak ja nie lubię chłopców opakowanych w mężczyzn. W pewnym wieku naprawdę oczekuje się jakiejś dojrzałości. A tu - niespodzianka. Ale jest mi to na rękę, więc nie narzekam. Tylko niesmak pozostał. 


Jeżeli dzisiejsze zasypianie przebiegnie tak, jak wczoraj, to chyba od razu powinnam wyjść na balkon i zapalić. Może. Pobudka o 8.
A może by tak...




wtorek, 10 czerwca 2014

...

Kurwa mać. Zadurzyłam się.
Wiosna to b. niebezpieczna pora roku.




A do tego jest upierdliwie gorąco. Koncert był świetny. 





Jest godzina 3:55, ptaki za oknem zaczynają śpiewać, a ja nie śpię, dżizys fakin krajst.

niedziela, 8 czerwca 2014

Video games

Wystarczy parę godzin. I kac. I już. Tralalalalaaaaaalej.

Nie za bardzo wiem, co tu dopisać, żeby za dużo nie napisać. 
Puściłam sobie Lanę del Rey, do cholery! I nawet nie jestem głodna. 
Muzyka, którą wczoraj puszczał on z kolektywem była świetna, co tu dużo gadać (nope, Lany nie było).

Może samo przejdzie. 
  

Jest parę takich ładnych słów i sformułowań, i odniesień i uniesień i nawet zawieszeń, a ja nic nie mogę. Po co w ogóle tu wlazłam? Wracam do Lany i bicia głową pompki. Albo pompką głowy. Już sama nie wiem. Już nic nie wiem.
Chaos, panie tego, chaos wszędzie!



Edit:
Już wiem! Ocali mnie jedynie spokój ducha. Hue, hue, hue.

+

chyba dołączę do frakcji "nie cierpię poniedziałków".






wtorek, 3 czerwca 2014

Oczywiście

Jest cenzura. No pewnie, że jest. To trochę niekomfortowe, jeśli mam być szczera. 

Kurde. Ja się zabieram za pisanie posta, a tu dzwoni telefon z zaproszeniem na spacer. Oczywiście. W środę w końcu poszłam na angielski i okazało się, że został odwołany. Oczywiście.

No więc zakładam dżinsy i idę. Oczywiście.

niedziela, 1 czerwca 2014

Chains

Co noc śnią mi się imprezy i seks. Bez jaj. Przy czym seksu jest jednak więcej, niż imprez. Zastanawiam się, co moja głowa chce mi przekazać. To naprawdę nie jest łatwe do odgadnięcia. Wbrew pozorom. 



środa, 14 maja 2014

wtorek, 22 kwietnia 2014

Powietrze

Odkładałam wpis po-szwajcarski i odkładałam, aż nagle zrobiła się końcówka kwietnia i jest on już trochę nieaktualny. Wyjazd się udał na jakieś 537%. Ale jutro śmigam na prześwietlenie kolana, bo upadek chyba był groźniejszy, niż sądziliśmy.

Biegam sobie. Wieczorami. 
Boże kochany, powietrze pachniało dziś najpiękniej na świecie. Mieszanka ziemi, zieleni, deszczu, wiatru, kasztanów i innych cudownych woni towarzyszących tylko tej porze roku. Przyćpałam Wiosnę, proszę państwa.


czwartek, 13 marca 2014

dobrze jest (cz. II?)

O, Kokosowy Kaktusie! 
Sytuacja ogólna prezentuje się o tak: jestem zielona, nieco nadaktywna psychicznie, jednym okiem oglądam "Mój tydzień z Marilyn" (shitty) i zastanawiam się, czy nie będzie lekkim nadużyciem sporządzenie listy rzeczy do spakowania zamiast, no cóż... spakowania się. 

[Zofia siedzi w porcie pod szafą zbudowanym z kasku, torby niespakowanej, butów i nart]

Niee, nie mam ochoty się ruszać. 


Jest rozkosznie leniwie. Ho ho hoo. 
Minął rok od rozpoczęcia "Wizyt" i pół roku Rexetinu. 
Wszystko zaczyna się (tak) zgrabnie rozwijać z Panem Kalendarzem 
- trzy miesiące zajęło mi utwierdzenie się w przekonaniu, że bez niego moje życie byłoby kompletnie puste zdezorganizowane czyli, inaczej mówiąc - jak ja mogłam żyć bez kalendarza?




Dokładnie w tym momencie odczułam przesyt procesem tworzenia posta. Cześć.

#narty #szwajcaria #chill #blog #yo hahaha miss dowcipna 
peace 

wtorek, 4 marca 2014

Mr Hiddleston

Ojeżu, to naprawdę już marzec? 
Śmigamy za chwilę z B. na "Only lovers left alive" ze wspaniałą Tildą.

(...) Obsesja przybrała na sile kilka dni temu i nie puszcza skubana. Przeważnie mam porządek w zakładkach, ale teraz fiu fiuuu, dziesiątki tumblrów i jutjubów, i tak sobie scrolluję jak obłąkana. B. się ze mnie śmieje.

No więc w ramach dokarmiania obsesji idziemy obejrzeć sobie nowego Jarmuscha, a Tom jako melancholijny wampir (w ciemnej peruce!) to naprawdę apetyczny widok.


Już niedługo Szwajcaria i narty, narty, narty, szuuu szuuu szuuuuuus!

środa, 19 lutego 2014

Shame looks like a palm up close

Ciekawe, czy za jakiś czas też będę się łapać za głowę, jak na jedwabistej. Myślę, że tak. Ech. Jakim to głupkiem czasami się bywa... 

poniedziałek, 17 lutego 2014

niewiadomoco

Sama nie wiem.
Sesja się skończyła, i to chyba pierwszy raz, kiedy indeks wypełniony jest czwórkami i piątkami. Zakuwanie opłaciło się. Jednak mogę.

Wróciłam od Francuzki i nie powinnam mieć problemu z romansem z Morfeuszem. Zasypianie o tej porze staje się niemożnością. Wypiłam prawie całą butelkę białego wina i nie czuję nic, oprócz gorąca. Coś tu nie gra. Dzień pełen emocji (ostatni egzamin) i aktywności, a zasypianie wcale nie ten-tego. Jestem sową. Lubię noc. 

Jest tak ciepło! Pachniało dziś przełomem marca i kwietnia, nieśmiałą Wiosną. Mam nadzieję, że szlachetne mrozy totalnie już odpuściły i nie wrócą. Marzy mi się wielotygodniowa wiosna. 
Ta klawiatura jest wyjątkowo przyjemna w pisaniu.

Takie zupełnie niewiadomoco. Bywa.

niedziela, 19 stycznia 2014

Nobody said it was easy

Drażni mnie to, jak jestem odbierana przez innych. Drażnię samą siebie, bo przecież to ode mnie zależy, jak mnie widzą. Drażnią mnie te moje 'uprzejme uśmiechy', od których już niedługo zaczną robić się zmarszczki. Drażni mnie ta grzeczność, ta ugodowość, to niezrozumiałe pragnienie niekrzywdzenia. I ten ciągły, niezmienny lęk przed odrzuceniem. Taaaa.

No więc co zrobić? Znaleźć złoty środek. Nazwać go. Wypracować sobie metodę i trzymać się jej tak długo, aż przyrośnie. Łatwe? Ehe. 

piątek, 10 stycznia 2014

Hej ho

Święta fajne, Sylwester fajny, w ogóle fajnie było. 

Irytacja, irytacja, irytacja. Nie mam jaj, nie potrafię. Ale wkrótce zacisnę zęby, obiecuję. Czego się obawiam, facebooka? Donosów? Wyobrażeń? FAKTÓW? Pewnie wszystkiego naraz. No to co, przecież to przejdzie. 

Aaaaa, do dupy z tym.