Nie nadążam z notowaniem wszystkiego, co się dzieje! Co się dzieje, u licha?
Jestem oficjalnie zadurzona. Wczorajsza noc była dłuuuuga, dzisiejszy dzień był jeszcze dłuuuuuższy. Powinnam już spać, oczywiście. Bla bla bla.
U M. pożywka dla mózgu i to w solidnej dawce. Plus Szczery Jerry. Boże kochany, dawno się tak nie uśmiałam, jak dziś wieczorem. I zjedliśmy pyszną wegańską kolację (M. gotował, ja "odsypiałam" na kanapie, wprowadzając się w dziwny stan). Bardzo, bardzo przyjemnie.
Motyle w brzuchu (chrabąszcze, chociaż moje jednak albatrosy) rozsadzają od środka i pewnie dlatego "tak promienieję". Cóż, każdemu jest z tym czymś do twarzy. W tramwaju śmiałam się jak głupi do sera, w metrze zresztą też. Jest upierdliwie i jest rozkosznie. Żeby jednak nie było za dobrze, nieustannie pamiętam, jak bardzo wątpliwa moralnie jest ta sytuacja. Dlatego powtórzę, Magdalena - SPOKÓJ DUCHA. Oraz opanowanie + samokontrola. Jesteśmy grzeczni.
Rzekłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz