Mówiąc wprost, trochę już nie mam siły na ten medialny cyrk.
Nadrobienie internetowych zaległości czytelniczych zajęło mi drugie pół dzisiejszego dnia. Pierwsze pół spędziłam w pełnym słońcu z Małgorzatą pijąc pyszną frappe, która niestety bardzo skutecznie oszukała głód, a trzecie pół poświęcę na "Grę o Tron" (wreszcie, kurna). Bardzo dziękuję fejsbukowi za spoilery, tak swoją drogą. W zamrażarce wyleguje się ulubiona pizza (dr Oetker, 4 sery - naprawdę mam gdzieś jej skład), Cola Zero się chłodzi (aspartam też może mnie cmoknąć), telefon wyciszony, kot bury śpi obok, można ruszać. Głowa mode: off.
O wydarzeniach dnia wczorajszego nawet nie chcę pamiętać. Konsekwencje odczuję pewnie wkrótce. I, szczerze mówiąc, bardzo dobrze. Należy mi się. Muszę to w końcu gruntownie przepracować, do diaska. Ile razy można popełniać ten sam błąd? Jeszcze żebym chociaż zaspała, żeby mnie uwięzili w domu, żeby cokolwiek - ale nie, nieeee. Nie ze mną te numery. Wrrr. 1:0
(Spuszczam na to zasłonę milczenia)
Rozbrajają mnie statystyki odwiedzin. Bardzo chciałabym wiedzieć, co stoi za niespodziewaną popularnością tego adresu w Rosji. I na Ukrainie.
później
(uwaga, spoiler)
Na przedostatnim odcinku popłakałam się, uhmm (rudaaaaaaaa), a z kolei ostatni to jeden z lepszych odcinków w ogóle. Co nie jest znowu takie dziwne, zważywszy na wartkość akcji w tym sezonie. Przeciągali wątki i przeciągali i aż się prosiło, żeby w końcu coś pie*dolnęło. Swoją drogą, ładnie się to skomponowało w duecie z bitewnym, nieco nużącym odcinkiem 9.
Team Jon Snow! I Team Jaime! I Team Arya!
Biedne smoki.
Kurna no. Damn you, G. R. R. Martin, DAMN YOU!
Pora na wieczorną lekturę. Wspominałam już, że bardzo lubię swoje towarzystwo?
+
shut up shut up shut uppppp
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz