poniedziałek, 30 czerwca 2014

Seems it never rains in Southern California

Smuteczek - nie zostałam zaproszona na ślub ważnych dla mnie osób. Jeśli to nie z powodu porzucenia pewnego mężczyzny, to znaczy, że chyba muszę przewartościować tę znajomość. I wiele innych też. Naprawdę bardzo mi przykro, że mnie tam nie było.

Pada cały dzień. To zupełnie nieważne, może nawet przyjść śnieżyca, a ja i tak mam w głowie obezwładniające flashbacki + to spojrzenie na pośladki przy pożegnaniu (yes, she squats). Jak tu się uczyć, i to jeszcze o przestępstwach seksualnych?

niedziela, 29 czerwca 2014

Time of the season

Hey honey, take a walk on the wild side.
Guilty pleasure: Tom Hiddleston, constantly.



Po ostatnich dniach osiągnęłam wyżyny w psychiczno-fizycznym rozpieszczaniu (się). Zostały mi jeszcze dwa egzaminy, a w międzyczasie zaciskam uda i zagryzam wargi. Jest mi tak cholernie dobrze i tak bardzo wszystkich kocham i tak dobrze życzę każdemu, i tylko serce mnie boli, gdy widzę rozdeptanego ślimaka albo osę bez skrzydła. A przy tym wyglądam jak ofiara przemocy domowej, i strasznie mi się to podoba, jak zawsze. 
Wyhamowałam z emocjami, juhuu.


Wracam do domu o 4 w nocy, z nadzieją sięgam po brzęczącego flaminga, i OCZYWIŚCIE musiało się okazać, że bateria się wyczerpała. Słowa nie opiszą poczucia rozczarowania i żalu, które poczułam. Gorączkowa latanina po mieszkaniu w poszukiwaniu baterii skończyła się sukcesem, a poza tym zawsze jest w zanadrzu zegar, który wciąż jeszcze tyka. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie to, że wcale nie było. 

środa, 25 czerwca 2014

bite me

Enough. Nie ma mowy, żebym sobie teraz cierpliwie czekała. Szkoda, że nie udało mi się tego wczoraj zwerbalizować. Szkoda też, że nie do końca wiem, co mi się udało. 
Dzisiejszy dzień mógłby nie istnieć. Jutro egzamin, a ja sobie zaczadziłam umysł. Zobaczymy, czy wiedza z ostatnich miesięcy bez większej powtórki wystarczy mi do zaliczenia. W ogóle szokujące jest, jak bardzo olewcza jestem w tym semestrze. 



GRYZĘ. 


później
Nauka mi cholernie nie idzie, cholerny F. Ale poza tym wyskoczyłam z P. na papierosa, w dresie i z brudnymi włosami, usiedliśmy na krawężniku i narzekaliśmy na swoje ciężkie życia. Od razu zrobiło się lepiej. 
Jutro egzamin, plażowy P., a potem M. Oby nie padało. I obym wyszła z tego wisielczego nastroju.

Wydech

To jest jednak rewelacyjne, że w każdej chwili mogę sobie tu wejść i walnąć paszkwila na kogokolwiek i na cokolwiek chcę. 

Magdaleno, wodzisz mnie na pokuszenie.
Prych.
Jeżeli miałam kiedyś dostać po dupie za własną pyszałkowatość, to to jest właśnie najlepszy moment. Z pokorą i solidnym wkurwieniem przyjmuję baty. Najwyższa pora znaleźć się po drugiej stronie barykady. A i tak potraktowano mnie łagodnie - Adonis turlałby się po posadzce z tego wszystkiego.



Wniosek nasuwa się trochę sam. Ale z dobrego serca nie wywlekę wszystkiego na światło dziennie, po co uświadamiać. Mi też trochę zajęło dojście do. A że poboli - ech, życie, kurrrwa.

W drodze powrotnej połączyłam się z Kosmosem i potańczyłam (mindfulness, people!) i moje liczne atomy czują się zwolnione z obowiązku utrzymywania pionu (moralnego również). Z ulgą więc mówię - dobranoc. 

sobota, 21 czerwca 2014

Brodzenie

Jestem tęsknotą. 
Tu nie ma pocieszenia w klinie, który jest rozwiązaniem tymczasowym. Fizycznie może ukoi, ale nagle okazuje się, że to tak bardzo niewiele. A przecież to ja jestem w lepszej sytuacji, to nie ja muszę się zmierzyć z ciężarem odpowiedzialności za podjęcie (jakiejkolwiek) decyzji. Naprawdę jest mi przykro, że mogę być powodem skomplikowanych rozterek. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy bohatersko nie odwrócić się na pięcie i odejść w kierunku zachodzącego słońca, ale do tego musiałabym znaleźć pokłady sił, których obecności zupełnie nie czuję. Jestem uwiązana i żadne frazesy o godności i dumie nic tu nie dadzą.

Głowa we śnie dalej sobie beztrosko harcuje. 
Piękna to była noc i taki fajny, nieoczywisty poranek. Niektórzy faceci potrafią tak palić papierosy, że kolana miękną. I te dłonie, och.

+

jestem pieprzoną masochistką. Ciekawe, jak długo pociągnę. Niedługo.

czwartek, 19 czerwca 2014

Dolce far niente?

Mówiąc wprost, trochę już nie mam siły na ten medialny cyrk. 
Nadrobienie internetowych zaległości czytelniczych zajęło mi drugie pół dzisiejszego dnia. Pierwsze pół spędziłam w pełnym słońcu z Małgorzatą pijąc pyszną frappe, która niestety bardzo skutecznie oszukała głód, a trzecie pół poświęcę na "Grę o Tron" (wreszcie, kurna). Bardzo dziękuję fejsbukowi za spoilery, tak swoją drogą. W zamrażarce wyleguje się ulubiona pizza (dr Oetker, 4 sery - naprawdę mam gdzieś jej skład), Cola Zero się chłodzi (aspartam też może mnie cmoknąć), telefon wyciszony, kot bury śpi obok, można ruszać. Głowa mode: off.

O wydarzeniach dnia wczorajszego nawet nie chcę pamiętać. Konsekwencje odczuję pewnie wkrótce. I, szczerze mówiąc, bardzo dobrze. Należy mi się. Muszę to w końcu gruntownie przepracować, do diaska. Ile razy można popełniać ten sam błąd? Jeszcze żebym chociaż zaspała, żeby mnie uwięzili w domu, żeby cokolwiek - ale nie, nieeee. Nie ze mną te numery. Wrrr. 1:0 


(Spuszczam na to zasłonę milczenia)





Rozbrajają mnie statystyki odwiedzin. Bardzo chciałabym wiedzieć, co stoi za niespodziewaną popularnością tego adresu w Rosji. I na Ukrainie. 


później 
(uwaga, spoiler)
Na przedostatnim odcinku popłakałam się, uhmm (rudaaaaaaaa), a z kolei ostatni to jeden z lepszych odcinków w ogóle. Co nie jest znowu takie dziwne, zważywszy na wartkość akcji w tym sezonie. Przeciągali wątki i przeciągali i aż się prosiło, żeby w końcu coś pie*dolnęło. Swoją drogą, ładnie się to skomponowało w duecie z bitewnym, nieco nużącym odcinkiem 9. 
Team Jon Snow! I Team Jaime! I Team Arya! 
Biedne smoki.
Kurna no. Damn you, G. R. R. Martin, DAMN YOU!



Pora na wieczorną lekturę. Wspominałam już, że bardzo lubię swoje towarzystwo?

+

shut up shut up shut uppppp

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Jungle - The Heat

Emocje już trochę opadły, uff. Chwała bogu, że jest xxx i że na rozstrojenie emocjonalne można sobie zafundować coś przyjemnego. Wentyl dla rozbuchanego libido + wygadanie się + zieleń + pizza + kilka komplementów na poprawę nastroju = dobry sen
A dziś przełożyłam wieczorną "randkę" (huh) z niejakim E. i zamierzam nadrobić zaległości w "Grze o Tron", bo mam lekkie opóźnienie w tej kwestii.*

I przede wszystkim wygląda na to, że może jednak coś tam, więc tak sobie trwam, już pogodzona z sytuacją. I w końcu udało mi się to wszystko odespać. 
Oraz - tak, nadal cały czas o nim myślę. 


*donoszę, że trochę nie wyszło, bo niespodziewanie wylądowałam z nim w kinie i w winie (różowym; ale łżę jak pies, niestety nie W winie tylko NA winie, które w dodatku w moim przypadku było lemoniadą, zresztą jednak za mało słodką). "Neutralny grunt", ha.

+

pora zacząć się uczyć, sesja niedugo

niedziela, 15 czerwca 2014

K

Drastyczna sytuacja wymaga drastycznych środków przekazu:
kurwa jego mać. Kurwa. Mać. 



sobota, 14 czerwca 2014

wicked game

Nie nadążam z notowaniem wszystkiego, co się dzieje! Co się dzieje, u licha?

Jestem oficjalnie zadurzona. Wczorajsza noc była dłuuuuga, dzisiejszy dzień był jeszcze dłuuuuuższy. Powinnam już spać, oczywiście. Bla bla bla.
U M. pożywka dla mózgu i to w solidnej dawce. Plus Szczery Jerry. Boże kochany, dawno się tak nie uśmiałam, jak dziś wieczorem. I zjedliśmy pyszną wegańską kolację (M. gotował, ja "odsypiałam" na kanapie, wprowadzając się w dziwny stan). Bardzo, bardzo przyjemnie. 

Motyle w brzuchu (chrabąszcze, chociaż moje jednak albatrosy) rozsadzają od środka i pewnie dlatego "tak promienieję". Cóż, każdemu jest z tym czymś do twarzy. W tramwaju śmiałam się jak głupi do sera, w metrze zresztą też. Jest upierdliwie i jest rozkosznie. Żeby jednak nie było za dobrze, nieustannie pamiętam, jak bardzo wątpliwa moralnie jest ta sytuacja. Dlatego powtórzę, Magdalena - SPOKÓJ DUCHA. Oraz opanowanie + samokontrola. Jesteśmy grzeczni.

Rzekłam.

czwartek, 12 czerwca 2014

mhm

stuk stuk stuk

A wczorajsze popołudnie spędziłam doskonale - na oglądaniu Monty Pythona i lekturze podręcznika do historii. Dobrze jest dać głowie trochę odpoczynku. 

Wróciłam do Bukowskiego. Londyńskie dedykacje już nie bolą, można chłonąć. 
A tu taka czarująca próbka. 



My Cats

I know. I know.
they are limited, have different
needs and 
concerns.
but I watch and learn from them. 
I like the little they know, 
which is so 
much. 
they complain but never 
worry,
they walk with a surprising dignity. 
they sleep with a direct simplicity that
humans just can’t 
understand.
their eyes are more 
beautiful than our eyes. 
and they can sleep 20 hours 
a day 
without 
hesitation or 
remorse. 
when I am feeling 
low 
all I have to do is
watch my cats 
and my 
courage 
returns. 
I study these 
creatures. 
they are my 
teachers
.





(pretentious, aren't I?

- dodano: 15.09.2014)
huh

środa, 11 czerwca 2014

Sounds like Tuesday!

O rany, jak ja nie lubię chłopców opakowanych w mężczyzn. W pewnym wieku naprawdę oczekuje się jakiejś dojrzałości. A tu - niespodzianka. Ale jest mi to na rękę, więc nie narzekam. Tylko niesmak pozostał. 


Jeżeli dzisiejsze zasypianie przebiegnie tak, jak wczoraj, to chyba od razu powinnam wyjść na balkon i zapalić. Może. Pobudka o 8.
A może by tak...




wtorek, 10 czerwca 2014

...

Kurwa mać. Zadurzyłam się.
Wiosna to b. niebezpieczna pora roku.




A do tego jest upierdliwie gorąco. Koncert był świetny. 





Jest godzina 3:55, ptaki za oknem zaczynają śpiewać, a ja nie śpię, dżizys fakin krajst.

niedziela, 8 czerwca 2014

Video games

Wystarczy parę godzin. I kac. I już. Tralalalalaaaaaalej.

Nie za bardzo wiem, co tu dopisać, żeby za dużo nie napisać. 
Puściłam sobie Lanę del Rey, do cholery! I nawet nie jestem głodna. 
Muzyka, którą wczoraj puszczał on z kolektywem była świetna, co tu dużo gadać (nope, Lany nie było).

Może samo przejdzie. 
  

Jest parę takich ładnych słów i sformułowań, i odniesień i uniesień i nawet zawieszeń, a ja nic nie mogę. Po co w ogóle tu wlazłam? Wracam do Lany i bicia głową pompki. Albo pompką głowy. Już sama nie wiem. Już nic nie wiem.
Chaos, panie tego, chaos wszędzie!



Edit:
Już wiem! Ocali mnie jedynie spokój ducha. Hue, hue, hue.

+

chyba dołączę do frakcji "nie cierpię poniedziałków".






wtorek, 3 czerwca 2014

Oczywiście

Jest cenzura. No pewnie, że jest. To trochę niekomfortowe, jeśli mam być szczera. 

Kurde. Ja się zabieram za pisanie posta, a tu dzwoni telefon z zaproszeniem na spacer. Oczywiście. W środę w końcu poszłam na angielski i okazało się, że został odwołany. Oczywiście.

No więc zakładam dżinsy i idę. Oczywiście.

niedziela, 1 czerwca 2014

Chains

Co noc śnią mi się imprezy i seks. Bez jaj. Przy czym seksu jest jednak więcej, niż imprez. Zastanawiam się, co moja głowa chce mi przekazać. To naprawdę nie jest łatwe do odgadnięcia. Wbrew pozorom.