niedziela, 27 lipca 2014

Ośle

Niech mnie ktoś przytuli.
I niech mi ktoś zaśpiewa serenadę pod oknem.
I niech ktoś zmartwychwstanie Przyborę, żeby coś jeszcze napisał.


Ogarniam się i idę uszczęśliwiać kogoś innego.


"Lecisz na frazę, co?
- Oj, lecę. Jestem strasznym psem na frazy.
Urzekło cię ostatnio coś z tej kategorii?
- Pewnie. Białystok, późny wieczór, idę po papierosy. Pod monopolowym stoją pan i pani. Żulia białostocka, głęboka patola. Widzę, jak ta pani opiera się o ścianę, coś tam majdruje przy nielicznych już włosach. On na nią łypie i mówi po chwili: - Nie czochraj się, kurwo. Takie zdania mógłbym sobie wyhaftować na makatce". Łona Łona Łona wanna Łona

There will be.

+

boże jak gorąco

piątek, 25 lipca 2014

Byt

Wróciłyśmy i po pysznych kanapkach z łososiową oraz przed umywalką Kaśka umyła sobie oczy... pastą do zębów.
Ja nie wnikam, jak udało jej się pomylić buteleczkę do demakijażu z tubką pasty. Naprawdę nie wnikam. Ale głosy protestu na mentol wypalający gałki oczne były dość intensywne, trochę wypalały mózg.
Rumianek się skończył. Poznań był cudowny. Warszawa jest niezmiennie wyjątkowa. Serce trochę złamane a kręgosłup przetrącony. Nauczka na przyszłość odhaczona. Można iść spać. Jest doobrze.


poniedziałek, 14 lipca 2014

Mademoiselle

Szczerze mówiąc, wreszcie odetchnęłam z ulgą. Przez ostatnie dni, mimo auto-zapewnień, że w sumie wszystko jest ok, niepewność i dziwny niepokój krążyły w wydychanym powietrzu. Latawiec staje się coraz przyjemniejszym miejscem. I wino (wreszcie!), znowu różowe, tym razem podwójnie. I potrójne. I taka ciepła noc dziś! 







+

nie ma to jak rozchorować się przed wyjazdem. Plus, naturalnie, okres*

*przeziębienie prawie przeszło, a okres lepiej wcześniej, niż później lub wcale (!). Nno.

czwartek, 10 lipca 2014

Is there sex after death?

Z przykrością stwierdzam, że pozostał niesmak. (...) Rąbnęłam w prozę życia na 4 biegu.

Zamiast oglądać filmy, wolę oglądać sny. Oprócz bandy beznadziejnych bufonów jadących po mnie jak po łysej kobyle pojawił się też ktoś znacznie bardziej pożądany. Nie bez wysiłku ostatecznie dopięłam swego i było to bardzo miłe dopinanie (w wannie, suchej), a zaraz potem jego bliżej nieznana koleżanka zaczęła rodzić i mdleć w moich rękach. Rozsądnie pamiętałam nawet o przecięciu pępowiny. A potem udaliśmy się do baru mlecznego za kurtyną. 

Czeka mnie teraz aklimatyzacja i detoks. Albo i nie, w zależności od rozwoju wypadków. 
Strasznie lubię się lenić. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Dissolved Girl

A jednak nie myliłam się co do powodu braku zaproszenia, niestety. To jest żenujące.

Bańka wciąż się powiększa i przybiera barwę oktaryny. Na szczęście jest limit czasowy, więc nie muszę się "bać" tego, co będzie dalej. Nirwana, nirwana. Chodzę po chmurach. Odsłanianie ramion z wiadomych względów prowokuje do pytań lub co najmniej zdziwionych/zatroskanych spojrzeń. Między nami wisi te a jot e em en i ce a. Hanger smile all the time. 
No i jednak czekam na tę połowę lipca. Infekcja trzyma. 

Dwa ostatnie egzaminy zaliczone na 4+. Wolność. 
Boooooże, jest mi cholernie dobrze.

+

coraz bardziej podobają mi się prześwitujące ciuchy. 
#freethenipple